Re:biznes

Ten newsletter subskrybuje 10 000 osób. 10% za to płaci. Jak zbudować taki biznes? Tutaj podpowiedź

wMinutę to newsletter dla przedsiębiorców. Subskrybuje go ponad 10 000 osób, z czego 10% subskrybentów
Wojciech Pisarski

wMinutę to newsletter dla przedsiębiorców. Subskrybuje go ponad 10 000 osób, z czego 10% subskrybentów płaci za subskrypcję premium. Jeśli myślisz o tworzeniu newsletterów – darmowych lub płatnych, nieważne – to ten wywiad jest dla Ciebie. Dlaczego?

Wojciech Pisarski, który współtworzy wMinutę, opowiedział mi o sposobach budowania listy mailingowej, podtrzymywaniu zaangażowania subskrybentów i monetyzacji newslettera. Czytając, dowiesz się sporo wartościowych informacji.

Zapisz się na newsletter Rebiznes. Link do formularza znajduje się tutaj https://rebiznes.pl/newsletter/

Jak na etapie planowania wMinutę podeszliście do tematu budowania wartości, która miałaby skłonić czytelnika nie tylko do pozostawienia swojego adresu e-mail, ale też do wykupienia płatnej wersji newslettera?

Postawiliśmy sobie za cel dostarczanie treści szybko, zwięźle i konkretnie – kilka informacji, które można przyswoić zaledwie w minutę. Jednocześnie zdawaliśmy sobie sprawę, że stworzenie wartościowego newslettera, który da się przeczytać w tak krótkim czasie, jest wyzwaniem.

Ale i na to znaleźliśmy sposób. Mianowicie newsletter składa się z kilku mniejszych postów – i to właśnie te mniejsze części czytelnicy mogą przeczytać w minutę.

PS. O tworzeniu newsletterów rozmawiałem też z Arturem Kurasińskim, który swego czasu zamknął newsletter za paywallem, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Dlaczego? Opowiedział mi o tym – tu link.

Załóżmy, że dopiero zaczynam budować listę mailingową. Ile adresów musi się na niej znaleźć, żeby warto było rozpocząć wysyłkę newslettera?

Powinieneś to robić, mając zaledwie jedną osobę na liście.

Nie warto czekać, bo osoby, które dziś zapisują się na twój newsletter, a potem przez pół roku nie otrzymują od ciebie wiadomości, mogą po prostu o tobie zapomnieć. Nie czekaj. Wysyłaj.

A gdy się zdecydujesz tworzyć newsletter, mając chociażby jednego subskrybenta, pisz, jakbyś miał ich tysiące. Bylejakość będzie wyczuwalna.

Jeśli na starcie przymkniesz oko na jakość, to pewnie zrobisz to samo, gdy na twojej liście znajdzie się tysiąc lub dwa tysiące osób – to przecież znów nie tak liczna grupa subskrybentów. Dbaj o dobre nawyki.

Poza tym nie musisz porywać się na długie newslettery, które skrupulatnie będziesz pisać przez kolejne trzy dni. Znajdź prostą formę, która nie zabierze ci tyle czasu, a pomoże budować relacje z odbiorcami.

Co masz na myśli, mówiąc prostą formę?

Możesz na przykład złożyć newsletter z kilku swoich przemyśleń i linków do polecanych artykułów lub pójść w kierunku „oto pięć moich ulubionych tweetów z tego tygodnia”. Napisanie takiego newslettera nie zajmie ci więcej niż 15 minut. Zrobisz zdjęcia tweetów, przygotujesz krótkie opisy i gotowe.

Najważniejsze jest, żeby to było wartościowe, nawet jeśli będzie krótkie.

Które strategie budowania list mailingowych najlepiej się u Ciebie sprawdziły, a które zupełnie nie zadziałały?

Testowałem wiele rzeczy. Z tych bardziej sensownych mogę polecić reklamy w social mediach. To najprostszy sposób, bo wymieniasz pieniądze na adresy e-mail, a listy rosną stosunkowo szybko. Zależnie od niszy można mieć nawet 30-50 groszy za zapis. Ale nie wszędzie da się tak tanio.

Organiczne działania, takiej jak codzienna aktywność w mediach społecznościowych, także się sprawdza.

Podobnie rozmaitej maści lead magnety. Dobrze przygotowany, z przemyślaną strategią promocji, może dać mega wynik.

Z bardziej kreatywnych sposobów postawiłbym na systemy poleceń i różnego rodzaju konkursy.

Wojciech Pisarski, CEO wMinutę

A co takiego powinien mieć w sobie system poleceń, żeby inni polecali newsletter swoim znajomym?

Wartościowe nagrody to klucz. Jeśli nie oferujesz atrakcyjnych nagród, za które ludzie chętnie poświęcą swój czas, to nie licz na powodzenie. Tu warto zadać sobie pytanie: „czy za taką i taką nagrodę sam bym polecił swój newsletter?”.

Druga rzecz – zwyczajna uczciwość. Jeśli jeden adres e-mail jest dla ciebie wart dwa złote, a poprzez system poleceń pozyskasz pięćdziesiąt adresów, to wartość nagrody powinna gdzieś oscylować wokół stu złotych.

Trzecia rzecz. System poleceń trzeba cały czas polecać swoim użytkownikom. Nie wystarczy dodać raz na końcu maila informacji. Bo to zaraz wszystkim spowszednieje. Tak samo jak swój newsletter, tak samo system poleceń trzeba kreatywnie polecać.

Budowanie listy mailingowej to jedno, a utrzymanie subskrybentów to drugie. Stąd pytanie, co zrobić, aby użytkownicy nie wypisywali się z listy oraz jak ich angażować, gdy widzisz, że nie odczytali trzeciego, czwartego maila z rzędu?

Nie będziesz mieć tego problemu, jeśli twój produkt, w tym przypadku newsletter, będzie wartościowy. Jeśli nie dostarczasz konkretnej wartości, ludzie przestaną cię czytać i odejdą. Nie ma tu żadnej magicznej techniki czy wskazówki.

Co do aktywizacji subskrybentów, nie powinieneś być zbyt nachalny. Możesz natomiast eksperymentować z nowymi tematami i różnymi rodzajami treści. Warto czasami wprowadzać nowe formaty.

Trzeba też pamiętać, że nie wszyscy subskrybenci będą dostrzegać wartość w tym, co robisz, a więc będą się wypisywać. I to jest normalne. Zawsze jest tak, że po jakimś czasie dana osoba „nudzi” się twoim newsletterem i czyta inne.

Jakiś czas temu usłyszałem u Pawła Tkaczyka o takim sposobie. Jeśli któryś z subskrybentów nie odczytuje kilku wiadomości z rzędu, to Paweł wysyła przypomnienie i ostrzeżenie przed usunięciem z listy. Co o tym myślisz?

Z jednej strony OK. Ale z drugiej strony naturalne jest, że nie lubimy tracić. Dlatego subskrybent, który zareaguje na taką wiadomość, może pozostać na liście, a trzy miesiące później znów nie otwierać naszych wiadomości – i tak w kółko.

A to z kolei generuje koszty, bo za abonament na narzędzia do e-mail marketingu płaci się od liczby subskrybentów. Im więcej ich masz, tym więcej musisz zapłacić.

Chciałbym teraz poruszyć kwestię monetyzacji. Jak zachęcasz czytelników newslettera, aby z bezpłatnej wersji przechodzili na tę płatną?

U mnie sprawdzają się okna sprzedażowe. Oznacza to, że możliwość nabycia płatnego newslettera jest dostępna jedynie przez określoną część roku. Po tym czasie cena wzrasta lub zakup płatnej subskrypcji staje się niemożliwy.

W każdym razie chciałem podkreślić, że monetyzacja wiedzy w Polsce nie jest łatwym zadaniem. Dlatego wszystkim tym, którzy chcą robić płatne newslettery, odradzam. Lepiej skupić się na przykład na kursach online (przy. red. a jak nie kurs online, to może zamknięta społeczność? Zobacz).

Płatne newslettery warto rozważyć dopiero na pewnym etapie, gdy już zbudujemy solidną markę osobistą. To coś, co sprawdza się na przykład u Bartka Pucka, który jest rozpoznawalną postacią i może tak monetyzować swoją rozpoznawalność.

Natomiast jeśli ktoś zaczyna od zera, to musi działać w konkretnej, małej niszy, żeby płatny newsletter się opłacił. Na dodatek odbiorcy w tej niszy nie mogą postrzegać płatnych newsletterów jako coś nietypowego. Muszą chcieć płacić za treści.

Jednak w wielu przypadkach to po prostu nie ma sensu. Kiedyś trafiłem na badanie ze Stanów Zjednoczonych, w którym stwierdzono, że pobieranie opłat za newslettery jest OK, ale do czasu, gdy baza mailowa liczy od 5 tysięcy do 10 tysięcy osób. Powyżej tej liczby lepszy zwrot z inwestycji uzyskuje się na współpracach i reklamie.

Wojciech Pisarski, CEO wMinutę

Co radzisz twórcom internetowym, którzy chcą robić newslettery? Niekoniecznie płatne.

Aby unikać robienia tego na siłę. Jeśli tego nie czujesz, poszukaj innej formy. Szkoda twojego zdrowia. Byle jaki newsletter nie sprawi, że ludzie będą chcieli cię czytać czy coś od ciebie kupić.

Po drugie. Rób backup listy mailingowej – nigdy nie wiesz, kiedy narzędzie do e-mail marketingu zawiedzie, a ty zostaniesz z niczym.

Dla samego newslettera kluczowe jest systematyczne działanie – trzeba wyrobić sobie nawyk pisania. Warto też obserwować innych, inspirować się ich działaniami i szukać czegoś ciekawego. To taki sam rynek jak inne i on też się zmienia. Trzeba obserwować, co robią inni.

Ostatnia rada: nie koncentruj się jedynie na tym, aby maile wyglądały ładnie. Wiele osób popełnia ten błąd i w efekcie ich treści są pięknie sformatowane, ale bezwartościowe. Najpierw wartościowa treść, potem formatowanie. Wartość przyciąga czytelników.

PS. Jeszcze jedno. Do tworzenia newsletterów przydaje się umiejętność pisania. A o niej opowiedział mi Paweł Szczabel. Co prawda, rozmawialiśmy w kontekście postów na LinkedIna, ale w wywiadzie znajdziesz tipy przydatne w pisaniu także innych form, np. newsletterów. Link do wywiadu jest tutaj.

Autor

Jestem właścicielem i redaktorem naczelnym Rebiznes.pl. Pomagam przedsiębiorcom pisać o ich firmach. Jeśli chcesz, żebym napisał o Twojej, odezwij się do mnie – adam.sawicki@rebiznes.pl.
Udostępnij
Przeczytaj również