Re:biznes

Przez 12 lat nie podnosił cen, bo dojeżdżał go syndrom oszusta. Maciej Wojtas o robieniu biznesu, którego nie znosi

Nie lubi swoje pracy. Od 12 lat nie podnosi cen. Na dodatek nie pokazuje swojej
Maciej Wojtas

Nie lubi swojej pracy. Od 12 lat nie podnosi cen. Na dodatek nie pokazuje swojej twarzy w internecie. Mimo to buduje mały usługowy biznes w branży copywriterskiej. O kim mowa? O Macieju Wojtasie.

Maciej Wojtas to copywriter z 12-letnim doświadczeniem. W rozmowie ze mną opowiada między innymi, jak można robić biznes, nie lubiąc tego, co się robi, a także zdradza kulisy swojego nowego projektu – ten jest mu znacznie bliższy.

Od 12 lat pracujesz na swoim jako copywriter. Ale jednocześnie twierdzisz, że nie lubisz swojej pracy. Dlaczego więc nie rzuciłeś tego zajęcia i nie poszukałeś sobie czegoś innego?

Zanim odpowiem, chciałbym wyjaśnić, skąd ten żółty ołówek zamiast zdjęcia. Albo nie. Opowiem o tym na końcu, bo to coś, z czego zawsze się śmieję.

Pytasz, dlaczego nie rzuciłem tego całego copywritingu w cholerę. Chciałem to zrobić chyba z milion razy. Powstrzymywały mnie jednak trzy rzeczy.

Pierwsza to konieczność utrzymania rodziny. Copywriting dawał mi po prostu pieniądze. Tym bardziej, że tam, gdzie mieszkałem, było krucho z jakąkolwiek pracą.

Druga rzecz – pisanie było i jest jedyną umiejętnością, która wychodzi mi naprawdę dobrze. Trafiłem zupełnym przypadkiem (swoją drogą, to też niezwykła historia) na coś, co przychodziło mi z zaskakującą lekkością.

Ze zdumieniem odkryłem, że to, czego inni musieli uczyć się z książek, od zawsze miałem „w fabrycznym wyposażeniu”. Intuicyjnie wyczuwałem, jakie słowo powinno być następne w zdaniu, które właśnie pisałem.

Zupełnie tak, jakbyś usiadł do fortepianu i z miejsca zaczął na nim całkiem nieźle grać, choć nigdy nie chodziłeś do szkoły muzycznej. Szok!

A trzecia rzecz – jak masz rodzinę i zarabiasz na nią bez wychodzenia z domu, to kiedy patrzysz na swoje małe dzieci, to zaczynasz się zastanawiać:

Czy lukratywne propozycje stacjonarnej pracy w prestiżowych agencjach to coś, na co warto się skusić? Czy warto brnąć w karierę, płacąc za to cenę rozłąki z rodziną?

Moja odpowiedź od początku była taka sama: nie chcę być gościem w swoim domu. Nie chcę nagle się obudzić w sytuacji, kiedy dzieci są już duże, a ja nawet nie zauważyłem, kiedy to się stało.

Zmuszając się do czegoś, czego się nie lubi łatwo o wypalenie zawodowe. W jaki sposób przez te wszystkie lata dbałeś o swoje zdrowie psychiczne, żeby móc efektywnie pracować?

Pomagały mi w tym dwie rzeczy. Poczucie odpowiedzialności za rodzinę (widok pustej lodówki jest najlepszym motywatorem ever) oraz odskocznia, którą sobie stworzyłem, czyli mój blog.

Jest jeszcze coś, do czego w mojej branży przyznaje się niewielu, a co bardzo pomaga mi pchać ten copywriterski wózek od tylu lat.

Wsparcie, o które każdego dnia proszę Górę. Jestem absolutnie przekonany, że bez tej niebiańskiej pomocy nie napisałbym ani jednego sensownego zdania. I mówię to całkowicie serio.

Skoro o psychice rozmawiamy, z jakimi emocjonalnymi problemami borykają się przedsiębiorcy, zwłaszcza tacy, którzy działają w pojedynkę? Pierwsze co przychodzi mi na myśl to samotność, syndrom oszusta i huśtawka emocjonalna (raz jest dobrze, raz jest gorzej).

Samotność? Nigdy. Huśtawka emocjonalna? Tak, pojawiała się. Wywoływali ją klienci, którzy mnie oszukali. Było ich całkiem sporo, zwłaszcza w pierwszych latach działalności.

Paradoksalnie to dzięki nim zacząłem myśleć o tym, żeby zająć się czymś innym niż copywriting, czyli pisaniem tekstów bardziej literackich.

Mógłbym więc już dawno zacząć na serio pisać bajki dla dzieci, ale wiesz, jak jest w tej branży. Zawsze wpada ci nowy projekt, nowe zlecenie, nowa poprawka, nowe coś tam, wybucha nowy pożar w agencji, który akurat ty musisz ugasić.

Kiedy taka bieżączka trwa latami, a na dodatek za każdym razem atakuje cię z siłą biegunki, to nie masz szans, żeby zająć się tym, co naprawdę ci w duszy gra.

A syndrom oszusta? Zmagam się z nim do dziś, nawet teraz, odpowiadając na twoje pytania. Dopiero miesiąc temu odważyłem się podnieść ceny swoich usług z żenujących na w miarę odpowiednie. Przez 12 lat nie miałem jaj, by to zrobić.

Co robi człowiek, mający doświadczenie w branży i klientów, gdy odkrywa, że dłużej nie może robić tego, co do tej pory robił? Kiedy w Twoim życiu pojawił się moment, że powiedziałeś sobie „kończę z copywritingiem, idę w bajki dla dzieci”?

W 2019 roku wszystko szło świetnie. Klienci dopisywali, biznes się kręcił. Nagle przyszedł wirus i z dnia na dzień straciłem sporą część dochodów. Powoli się podnosiłem, kiedy wybuchła wojna i sytuacja się powtórzyła.

Potem nastała inflacja, która przytaszczyła ze sobą kryzys pozbawiający mnie kolejnych zleceń. Znowu zaczynałem wstawać z kolan, kiedy świat opanowała gorączka AI, a z nią przypłynęła kolejna fala odejść klientów.

I wtedy pomyślałem sobie, że lepszej okazji, żeby zająć się tym, co naprawdę lubię robić – nie będzie.

Zapisz się na newsletter Rebiznes. Link do formularza znajduje się tutaj https://rebiznes.pl/newsletter/

I tu dochodzimy do Twojego nowego projektu – Wojtas Academy. Opowiedz o nim.

Nie byłoby Wojtas Academy, gdyby nie pandemia. To właśnie wtedy przeszliśmy całą rodziną na edukację domową. Mówię całą rodziną, bo ta zmiana trybu nauczania dotyka nie tylko dzieci, ale i rodziców.

To absolutna rewolucja. I jeszcze większy szok, kiedy zaczynasz obserwować, jak twoje dzieci, mając od teraz mnóstwo wolnego czasu, rozkwitają, zaczynają mieć prawdziwe zainteresowania, które przeradzają się w życiowe pasje.

Kiedy każdego dnia widzisz, jak wielka przepaść dzieli te dzieci, które mają prawdziwe pasje, zainteresowania, którym ktoś pokazał niezwykłość świata, opowiedział piękne historie, zainspirował czymś wartościowym – od tych, które (nie ze swojej winy!) są tego wszystkiego pozbawione – to w głowie zaczyna ci świtać myśl, że musisz coś z tym zrobić.

Kiedy na początku roku szkolnego dostajesz podręczniki, zaglądasz do nich i łapiesz się za głowę, widząc, jak (pewnie niechcący) obrzydzają one dzieciom naukę – to zaczynasz zastanawiać się, co by było, gdybyś zaczął tworzyć podręczniki, które będzie chciało się czytać, bo będą oparte są na bajkach.

Kiedy na YouTube natykasz się „przypadkowo” na wykłady sir Kena Robinsona i Benjamina Zandera, a potem zaczynasz czytać książki tego pierwszego, w których pokazuje on to, co intuicyjnie przeczuwasz, czyli rolę pasji w życiu młodego człowieka – to gdzieś tam w środku zaczynasz przygotowywać się do odpalenia prawdziwej petardy.

Kiedy przypominasz sobie, że na studiach miałeś przez semestr „Historię Kambodży”, czyli przedmiot, który zapowiadał się gorzej niż trzecia część „Ant-mana”, a potem okazało się, że wykładowca zaczął używać tam storytellingu w taki sposób, że studenci nie chcieli wypuścić go z sali – to jesteś już na 99,99% pewny, że epickie opowieści to jest to, co musisz wykorzystać dla dobra młodego pokolenia.

Kiedy ze swojego doświadczenia wiesz, że świat jest ekstremalnie, nieprawdopodobnie wręcz ciekawy, tylko nie ma kto tego dzieciom pokazać, a ty masz storytellingowe skille podkręcone na maksa – to nie masz wyjścia. Musisz działać.

Oczywiście sam pomysł ewoluował przez wiele miesięcy. Dziś Wojtas Academy, której premiera odbędzie się w połowie stycznia 2024 roku, jest niezwykłą hybrydą.

To połączenie miesięcznika edukacyjnego dla dzieci i rodziców – z kursem kreatywnego myślenia i pisania. A do tego dochodzi jeszcze mój mentoring.

Idea stojąca za Wojtas Academy jest prosta. Chcę zachęcić rodziców do czytania tych treści swoim dzieciom. Bez względu na to, ile te dzieci mają lat: 5, 10 czy 15. Dlaczego?

Bo wiem, że wspólne czytanie zbliża ludzi do siebie. Pozwala budować więź. A jeśli w tekstach rozsiane są inspiracje, które pomogą dzieciom i rodzicom odnaleźć swoje pasje i odkryć talenty, to nie ma szans, żeby taki projekt okazał się porażką. Nawet jeśli nie przyniesie mi ani złotówki.

Wierzę, że wszystko, co do tej pory robiłem, podprowadzało mnie do tego właśnie miejsca. Dlatego uważam Wojtas Academy za najważniejszy projekt mojego życia.

Co mnie zainteresowało w Wojtas Academy to połączenie cyklicznie wydawanej gazety z kursem online w formie osobistego mentoringu. Wyobrażam sobie ten kurs jak korepetycje. Ale może zbyt upraszczam. Jak jest?

Ten odcinkowy kurs online dotyczy rzeczy, których nie uczy się w szkole: kreatywnego myślenia i kreatywnego pisania, bo pisanie i myślenie to dwie strony tego samego medalu.

Dlatego bliżej tu będzie do tego, co znam z mojej kilkunastoletniej edukacji muzycznej niż do klasycznych „korków”.

Postawiłem na rozwijanie kreatywności, bo to ona jest moją największą supermocą. W teście Harrisona dobiłem w tej kategorii do końca skali.

Nie zliczę, ile razy ludzie mi pisali, że inspiruję, otwieram głowę albo że jestem najbardziej kreatywną osobą, jaką spotkali w swoim życiu.

Wracając do muzyki. Co takiego jest w szkołach muzycznych, czego nie ma w zwykłych podstawówkach czy liceach?

Relacja mistrz-uczeń. Nauczyciel pokazuje uczniowi, co zrobił dobrze, a co ewentualnie wymaga drobnej korekty. Wskazuje kierunek, podrzuca inspiracje. Jest mentorem. Tak to widzę. Taki mam na to pomysł.

Z biznesowego punktu widzenia interesujący jest także model generowania przychodów. W jaki sposób zamierzasz monetyzować swój projekt? Subskrypcja Jednorazowa sprzedaż? Może jeszcze coś innego?

Możliwości jest co najmniej kilka.

Sprzedaż kolejnych numerów, subskrypcja roczna, crowdfunding, a nawet rozdawanie tego zupełnie za darmo i utrzymywanie się z reklam lub bajek sponsorowanych.

Do tego dochodzą opcje dodatkowe, czyli np. możliwość dotarcia do klientów np. z branży edukacyjnej, którzy szukają kogoś, kto w dosłownie bajeczny sposób ogarnie im kwestie storytellingowe.

Tak czy inaczej, wiele zależy tu od skali. A gdyby już zawiodło zupełnie wszystko, to miesięcznik, a konkretniej moje treści, mogą być moją reklamą.

Wychodzę z założenia, że wszystko, co publikujemy, może, jeśli tylko o to zadbamy, przynieść nam zysk.

Nie zawsze muszą to być pieniądze. Równie dobre są wypracowane w ten sposób znajomości czy wspomniana już reklama naszej marki osobistej.

Mimo że Wojtas Academy to produkt, to wciąż wymaga sporo codziennej pracy – zwłaszcza twórczej. Tu pytanie, co zrobić, żeby osiągnąć efekt skali? Jaki masz pomysł?

Nie wyobrażam sobie, żeby w najbliższym czasie chciał zrezygnować z twórczej pracy, czyli z tego, co daje mi najwięcej frajdy. Tworzenie dostarcza mi tlenu do życia. Bez rozkminiania, bez „móżdżenia” – momentalnie usycham.

A efekt skali? Szczerze mówiąc, będę się nim martwił, kiedy tę skalę osiągnę. Tak mi podpowiada mój syndrom oszusta, który, nawiasem mówiąc, będzie przeszczęśliwy, jeśli poniosę porażkę.

Mam nadzieję, że między innymi dzięki temu wywiadowi, już niedługo nakopię mu do tyłka.

Na koniec powiedz, jak brzmiała najlepsza rada biznesowa, którą usłyszałeś lub przeczytałeś? W jaki sposób zmieniła Twoje podejście do biznesu i życia?


Skup się na tym, w czym jesteś dobry. Nie konkuruj z ludźmi, którzy od dziesiątego roku życia robią strony, grafikę albo programują.

Te słowa usłyszałem 12 lat temu, będąc grubo po trzydziestce, kiedy desperacko próbowałem złapać 100 srok za ogon, żeby utrzymać rodzinę. Co ciekawe, dostałem tę radę od człowieka dużo młodszego od siebie.

To dlatego dziś skupiam się na storytellingu. Na mojej supermocy. Na tym, co przychodzi mi niemal bez wysiłku. Na tym, w czym jestem, jak mawiają moi klienci, naprawdę dobry.

Chciałbym jeszcze wrócić do tego, dlaczego w tym wywiadzie nie ma mojego zdjęcia. Otóż pracuję jako freelancer, w pełni zdalnie, nie ma w tym niczego szczególnego.

Niezwykłe jest to, że praktycznie żaden z moich klientów nigdy mnie nie widział i do dziś nie wie, jak wyglądam. Przez 12 lat pracy widziały mnie (online) góra trzy osoby, a słyszały przez telefon może cztery.

Co więcej, w internecie nie ma ani jednego mojego zdjęcia. To mój wyróżnik, który rok po roku powoli buduje moją rozpoznawalność. Uwielbiam takie paradoksy.

Ta decyzja o niepublikowaniu zdjęć rodzi też sytuacje, kiedy na przykład natykam się w realu na fanów swojej twórczości i robię wszystko, żeby się przed nimi nie zdradzić.

Wiem, że to głupie, ale ten żart nigdy nie przestanie mnie śmieszyć.

PS. Dołącz do newslettera Rebiznes. 1 mail w tygodniu. 0 spamu. Zobacz.

Autor

Jestem właścicielem i redaktorem naczelnym Rebiznes.pl. Pomagam przedsiębiorcom pisać o ich firmach. Jeśli chcesz, żebym napisał o Twojej, odezwij się do mnie – adam.sawicki@rebiznes.pl.
Udostępnij
Przeczytaj również