Re:biznes

Jedna dobra rada, kilka pomysłów i tuzin zasad, jak nie zrobić kariery w mediach społecznościowych

Na studiach uczono mnie, że w marketingu najbardziej liczy się zasada „wyróżnij się albo zgiń”.

Na studiach uczono mnie, że w marketingu najbardziej liczy się zasada „wyróżnij się albo zgiń”. Dziś okazuje się, jak wiele czasu minęło od tego momentu. Nie jestem już taki młody, jak mi się wydaje i za chwilę minie dwadzieścia lat od momentu, gdy zacząłem zajmować się reklamą i PR-em.

Czasy się zmieniły – w 2024 roku, jak nigdy wcześniej, liczy się odpowiednie wpasowanie się w algorytmy. Gdy przeglądam LinkedIna trafiam na setki bliźniaczo podobnych wpisów – „5 zasad, dzięki którym…”, „4 pomysły na…”, „10 dobrych rad, żeby…”.

Nie klikam, szukam dalej, kopię głębiej.

Gdzieś daleko za strefą z wyliczeniami, złotymi radami i pomysłami, dzięki którym moje życie prywatne i zawodowe zmieni się w trzy dni, trafiam na mądre i wartościowe treści.

Nie są one „krótko na temat”. Są wyczerpujące, czasem przydługie, ale na tyle ciekawe i inspirujące, że aż chce się czytać! Opisują świat w więcej niż 10 słowach. Tak lubię najbardziej!

Jestem człowiekiem gazet i czasopism, a nie mediów społecznościowych czy portali internetowych.

Błędy to czy trendy?

Lubię obserwować trendy w biznesie, nie tylko w swojej branży. Przeglądam często ogłoszenia dotyczące sprzedaży mieszkań i domów, oglądam prezentacje różnych lokali, które biura pośrednictwa mają w swojej ofercie.

Większość ofert przygotowanych przez agentów wygląda tak samo – dziewczyna w za dużych ciuchach albo designerskiej plisowanej spódnicy biegnie przez nowoczesne wnętrze, odwraca się na pięcie, pokazuje ręką taras, balkon, ogród… Kamera umieszczona na dronie odjeżdża, kurtyna.

Podobnie rzecz ma się w telewizji, która choć podobno umiera, to nadal wzbudza moje zainteresowanie. Duża część programów to gotowe formaty, produkcje oparte o licencje adaptowane na lokalne rynki.

Czasem oglądając film czy serial, mam wrażenie, że gdzieś już to widziałem. Okazuje się, że i owszem – w innej wersji językowej, z mniej znanymi aktorami w rolach głównych. Kopia rzadko lepsza jest od oryginału.

Po co wymyślać nowe piosenki?

W dzisiejszym podejściu do marketingu zdecydowanie więcej jest „lubimy to, co dobrze znamy” niż „wyróżnij się albo zgiń”. Jesteśmy bombardowani ksero-treściami. Ubrane w nowe słowa i wypowiedziane przez „guru” branży mają zabrzmieć inaczej.

Obserwowałem w serwisie LinkedInie marketingowca, który postanowił codziennie publikować jeden post. Po kilku tygodniach pomysły się skończyły i zaczął raczyć obserwujących go użytkowników pozbawionymi sensu poradami.

Pojawił się np. tekst o tym, że copywriting powinien być „minimalistyczny” (cokolwiek to znaczy). Według autora należy skracać, czytać i skracać w taki sposób, aby na końcu nie zostało ani jedno zbędne słowo.

Po dwudziestu latach pracy w branży mogę powiedzieć – to tak nie działa. Wszystko zależy od klienta, potrzeb, kontekstu oraz informacji, którą mamy do przekazania. Nie da się w tysiącu znaków ze spacjami opowiedzieć o nowoczesnej technologii, na której opracowanie ludzie poświęcili kawał swojego życia.

Zapisz się na newsletter Rebiznes. Link do formularza znajduje się tutaj https://rebiznes.pl/newsletter/

Nie ma złotych rad. Gdyby istniały i wdrożylibyśmy je wszystkie, każdy zarabiałby miliony, pracując godzinę dziennie, spędzał pół roku na wakacjach, a inwestycje w nieruchomości, złoto, kryptowaluty czy zegarki szwajcarskie przynosiłyby stopę zwrotu na poziomie 50% rocznie. Co więcej – każdy dzień zaczynałby się i kończył szampanem!

Tęsknię za czasami, gdy ekspertami zostawali ludzie z kilkunastoletnim doświadczeniem i solidną wiedzą w danym temacie. Ludzie, których próżno szukać w mediach społecznościowych, bo albo nie mają na ich prowadzenie czasu, albo ochoty.

Przerażają mnie znajdujący się na drugim biegunie samozwańczy specjaliści, którzy całą swoją wiedzę opierają na tym, co publikują w mediach społecznościowych, a jedynym wyznacznikiem ich sukcesu jest liczba lajków oraz komentarzy.

Gdy miałem kilka lat doświadczenia do głowy by mi nie przyszło, aby kreować się na eksperta. Mniej więcej po dekadzie zacząłem ostrożnie dzielić się wiedzą z innymi. Myślę, że trzeba naprawdę sporo przeżyć, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski, przemyśleć je i puścić w świat.

W co wierzysz? W jakość wierzę!

Wierzę w sensowne, wyczerpujące temat treści. Wierzę w to, że ludzie czytają więcej niż 150 znaków naraz. Dlatego w codziennej pracy robię rzeczy po swojemu, choć ksero-algorytmowy świat wchodzi nieproszony drzwiami i oknami, a sztuczna inteligencja obiecuje, że zrobi coś tak samo dobrze, jak człowiek. Moim zdaniem nie zrobi.

Zdarza mi się wrzucać i udostępniać treści zawodowe w mediach społecznościowych. Zwykle mają od kilku do kilkunastu polubień. To wystarczająco, aby mieć satysfakcję, że trafiłem z tym, co napisałem do wąskiego grona odbiorców, którzy poświęcili nie pięć sekund, a pięć-dziesięć minut, aby przeczytać przygotowany przeze mnie artykuł albo felieton.

Zdaję sobie sprawę, że algorytm pewnie nie polubi powyższego tekstu. Trudno. Jeżeli czytasz to zdanie, warto było poświęcić kilka godzin na napisanie felietonu. Dziękuję za uwagę i polecam się na przyszłość.

PS. Dołącz do newslettera Rebiznes. 1 mail w tygodniu. 0 spamu. Zobacz.

Autor

Prezes zarządu, dyrektor kreatywny Studia Brandingowego KARAT-e. Autor ponad 150 nazw firm, produktów i usług. Absolwent programu MBA oraz studiów podyplomowych: Innowacyjne Zarządzanie Marką, Projektowanie Usług, Psychologia w Biznesie.
Udostępnij
Przeczytaj również