Re:biznes

Chcesz przejść na swoje i pracować jako copywriter? Ta rozmowa Cię zainteresuje. Serio

Chcesz przejść na swoje i pracować jako copywriter? Podnieś stawki. Pracując „za pietruszkę”, nigdy się
Tomasz Banasik

Chcesz przejść na swoje i pracować jako copywriter? Podnieś stawki. Pracując „za pietruszkę”, nigdy się nie utrzymasz i nie zbudujesz wiarygodności w oczach klientów. Zobacz, co jeszcze na ten temat do powiedzenia ma Tomasz Banasik, który od 2005 roku żyje z copywritingu.

Po dwóch latach pracy w agencjach reklamowych, w 2007 roku Tomek przeszedł na swoje. Dziś pisze teksty, realizuje kreatywne kampanie, wymyśla nazwy produktów i prowadzi agencję namingową nazywamy.com.

W rozmowie ze mną Tomek opowiada o byciu soloprzedsiębiorcą i copywriterem.

Zapisz się na newsletter Rebiznes. Link do formularza znajduje się tutaj https://rebiznes.pl/newsletter/

Przeszedłeś przez różne agencje i szczeble kariery, od agencji interaktywnych po custom publishing i internetowe wydawnictwa. Jakie doświadczenia najbardziej wpłynęły na rozwój Twojej kariery jako copywritera?

Było kilka takich momentów.

Przede wszystkim dwie pierwsze agencje, dla których pracowałem oraz ludzie, z którymi wtedy uczyłem się myślenia – teraz to już chyba bardzo starą (to było w latach 2006-2007) taką klasyczną – autorską reklamą.

No i takie podstawy, jak kierunkowe studia, plus aktywność zawodowa i nie tylko zawodowa podczas tych studiów. Od tego się zaczyna, żeby kogoś zaciekawiać samym sobą, gdy w CV nie ma jeszcze poważnych punktów kariery. A potem to już jakoś idzie… albo i nie, ale to już zależy od osobistych predyspozycji.

Czy według Ciebie niska bariera wejścia do świata copywritingu sprawia, że jest to atrakcyjna branża z punktu widzenia soloprzedsiębiorcy, czy wręcz przeciwnie – jest tu tłoczno, a więc trudno konkurować i lepiej poszukać sobie czegoś innego?

Trochę trudno mi powiedzieć, bo w zasadzie od dłuższego czasu nie szukam klientów – kto wie, ten wie, czasem dochodzą nowi z polecenia i tyle. W zasadzie i tak zleceń przychodzi więcej, niż mógłbym przepracować bez zarywania nocy, a nocy zarywać już mi się nie chce. Wolę przed snem posłuchać starego rocka z winyli niż stukać w klawiaturę. Ale to już kwestia komfortu, który wynika z tego, że mam jakąś tam historię jako copy.

Natomiast faktem jest, że jak zaczynałem i szukałem pierwszych zleceń jako copywriter, to konkurencyjnych stron w sieci było ze trzy, może cztery. Teraz to sam nie wiem, czy bym się zdecydował na świeżo, od zera wejść w tę branżę i rozpychać się przy tak nasyconym rynku. W wielu innych zawodach da się zarobić dobrze i niekoniecznie trudniej.

Jak budować przewagi konkurencyjne na tym rynku? Jak Ty to robisz?

Doświadczeniem.

I względnie wysokimi cenami. Serio. Wyższa cena może być przewagą konkurencyjną.

Masa początkujących copy pisze za jakieś dramatycznie niskie stawki. Nie oceniam, ich prawo, ale w ten sposób nigdy nie trafi do nich poważna firma, która będzie chciała zlecić poważny projekt.

No bo jak to wygląda, gdy ofertujesz dużej korporacji np. tekst, który ma być dla niej ważnym, wizerunkowym elementem, a sam cenisz go na, nie wiem, kilkadziesiąt lub sto-kilkadziesiąt złotych. Kiepsko z wiarygodnością, prawda?

Ja też nie kupuję, gdy coś jest „za tanie”, bo wtedy zwykle za chwilę trzeba to samo kupić jeszcze raz. A korporacje nie mają czasu na takie zabawy.

Dla nich robota ma być zrobiona szybko, dobrze i bez wielu poprawek. A poprawki sprawiają, że finalnie cały proces jest dla nich o wiele bardziej kosztowny, bo wewnętrznie poświęcają na niego kilka razy więcej czasu, niż przy droższym, ale dobrym copy.

W sumie to mi przypomniałeś o inflacji. Muszę i mój cennik zaktualizować w górę (śmiech).

Tomek Banasik

Pracując w mediach, wiem, że mogę napisać tekst na każdy temat – według mnie to kwestia researchu. Zauważyłem jednak, że klienci na copywriting nie lubią tego stwierdzenia, bo wolą kogoś wyspecjalizowanego w ich niszy, co też jest dla mnie zrozumiałe. A Ty jak uważasz, czy lepiej być copywriterem-generalistą czy copywriterem-specjalistą?

Chyba nie ma jednej, w 100% pewnej odpowiedzi na to pytanie.

Mi się na początku zdarzało w ciągu jednego dnia pracować dla kaszek Nestlé, ubezpieczeń PZU, a gdy jeszcze wisiał mi nad głową kredyt, to nocą dobijać zleceniem na kampanię wprowadzającą do Polski nowe lakiery i pasty do polerowania samochodów. Bywa.

Ostatnio trafia do mnie sporo software house’ów i ogólnie firm z branży IT, ale to może być w dużym stopniu faktem takiego bardziej męskiego rozumienia branży. Wiesz, tu się pisze krótko i konkretnie, nie każdy to potrafi, zwłaszcza jak przyzwyczajony jest pisać na jak największą liczbę znaków.

Ale wracając do pytania, jeśli na samym początku miałbym taką specjalizację, w której bym się bardzo chętnie odnalazł – a ja na przykład mam w swoich hobby fotografię i chodzenie po górach (polecam przy okazji mój profil na Facebooku „Dwa szatany w górach”), również wspinaczkowe – to pewnie idealnym rozwiązaniem byłoby się w niej wyspecjalizować. Oczywiście o ile liczba zleceń i kasy by się zgadzała.

Inna rzecz, to wyspecjalizować się w jednej, konkretnej umiejętności z całej puli copy-prac. Fajnie mi się pisze scenariusze spotów radiowych, hasła reklamowe i pomysły na kampanie. To jest naprawdę super robota.

Ale najważniejsze i najbardziej dochodowe jest dla mnie tworzenie nazw, stąd moja marka własna – nazywamy.com. To właśnie są takie projekty, gdy z czystą frajdą móżdżę nad nimi.

Gdybyś dziś zaczynał od zera, to jakie pierwsze kroki postawiłbyś, aby działać na swoim jako copywriter?

Poszedłbym do stacjonarnej pracy w agencji reklamowej – to zdecydowanie; zresztą sam właśnie tak zrobiłem. Na samym początku można sobie wypracować albo dobre, albo złe nawyki, sposób myślenia i rytuały. Nie da się tego w takim samym stopniu wypracować online. Praca zdalna to dobra forma pracy dla tych, którzy już wiele uczyć się nie muszą.

Co w pierwszym roku działalności sprawiło Ci największą trudność, a co dziś jest tą trudnością?

Przestawienie się ze stylu pisania dziennikarskiego na reklamowy. Wcześniej trochę publikowałem i to mi na początku przeszkadzało. Musiałem tu styl i myślenie o tekście wypracować od nowa.

No i musiałem zapomnieć absolutnie wszystkiego, czego mnie na temat stylu literackiego uczono na studiach. Dziś trudności już nie widzę, serio, chyba żadnych.

Na Twojej stronie przeczytałem: „nie selekcjonuję klientów ani po skali zlecenia, ani po wielkości firmy, bo wiem, że czasem nawet najmniejsza realizacja, może być początkiem wieloletniej współpracy”. Na jakich zasadach selekcjonujesz klientów?

Wyłącznie dostępności. Po prostu trzeba trafić w okienko, gdy mam czas. To w zasadzie jedyne kryterium.

Według mnie pracując solo, musisz dobierać dobrze płacących klientów. Chodzi o to, żeby uniknąć współpracy, która pozornie wydaje się być atrakcyjna, ale ostatecznie będzie z jakiegoś powodu nieopłacalna. Jak z samym sobą ustalić zasady podejmowania współpracy z klientami?

Łatwo jest powiedzieć: „nie pracuj za mniej niż…”, ale byłoby to kłamstwo.

Jak jest kryzys, to wiadomo, nie kaprysi się. Teraz jest zleceń mnóstwo, więc można sobie pozwolić na podnoszenie cen, ale to nie znaczny, że jest to jakaś prawda objawiona na wieki.

Trzeba patrzeć na życie realnie. Czasem odpoczywać, a czasem zasuwać. Nie zawsze ma się komfort wyboru. Znam to i rozumiem.

Jaki sposób pozyskiwania klientów najlepiej sprawdza się u Ciebie? Marketing, prospecting, polecenia?

Wyłącznie polecenia. Na tym etapie już nawet własnych blogów za bardzo nie prowadzę, o profilach na Facebooku praktycznie nie mówiąc; tak są zachwaszczone.

Tomasz Banasik

Według mnie w usługach trudne jest także to, że jednocześnie musisz pozyskiwać nowych klientów i realizować zadania dla obecnych. A przy tym nie możesz wziąć na siebie za dużo roboty, żeby czegoś nie zawalić. Jak więc dbasz o ciągłość pracy? Na tej zasadzie, że wiesz, że tego i tego dnia kończysz zlecenie dla klienta X, a w jego miejsce za chwilę wskoczy klient Y?

Tak, to jest trudne.

Umiejętność odmawiania – również samemu sobie – nie jest taka znów oczywista. Ja nie mam problemu z powiedzeniem potencjalnemu, nowemu klientowi, że ważniejsze jest dla mnie solidne dowiezienie tego, co już mam zakontraktowane, niż rzucanie się na nowy projekt kosztem jakości pracy.

I w zdecydowanej większości przypadków takie podejście jest odbierane pozytywnie, może neutralnie.

Ale wiesz, najpierw trzeba móc. I tu znów wracamy do punktu z początku, tj. rozsądnych stawek. Jeśli ktoś musi się rzucać na każde zlecenie i pracować po naście godzin dziennie, aby się utrzymać, OK – ale tylko na początku, gdy się rozwijasz i uczysz. Ale nie da się tak jechać całe życie. A już na pewno nie warto.

A jak ja dbam? To proste. Jak mam czas, przyjmuję zlecenie. Jak nie mam, to mówię, kiedy będę mógł je przyjąć. Często przepadają, gdy są pilne, ale często też czekają, jeśli faktycznie mogą poczekać do momentu, który ustalimy.

Na koniec powiedz, jak brzmiała najlepsza rada biznesowa, którą usłyszałeś lub przeczytałeś?

„Naucz się odpoczywać”. Nigdy nie usłyszałem, lepszej, biznesowej rady.

Autor

Jestem właścicielem i redaktorem naczelnym Rebiznes.pl. Pomagam przedsiębiorcom pisać o ich firmach. Jeśli chcesz, żebym napisał o Twojej, odezwij się do mnie – adam.sawicki@rebiznes.pl.
Udostępnij
Przeczytaj również